Krótko: I am OBSRANED xdJeśli film Ci się spodobał, możesz zostawić like oraz SUBSKRYBCJĘ z dzwonem żeby nie ominą Cię żaden film. Opublikowano: 2013-12-25 21:07:06+01:00 · aktualizacja: 2013-12-26 10:45:50+01:00 Dział: Polityka Polityka opublikowano: 2013-12-25 21:07:06+01:00 aktualizacja: 2013-12-26 10:45:50+01:00 A kim są ci państwo? Nie sposób uniknąć tej myśli oglądając drętwe przemówienie pary prezydenckiej wygłoszone z okazji Świąt Bożego Narodzenia. W upiornej stylistyce, otoczona niebieskawą poświatą, znad lśniącego zimnym fioletem stołu, para prezydencka mówiła Polakom o miłości, serdeczności, zrozumieniu i – jakże by inaczej – o zgodzie. Prezydent życzył wszystkim, aby „bilans dwudziestopięciolecia naszej wolności był dla wszystkich źródłem satysfakcji, optymizmu i naszej polskiej siły”. Pani prezydentowa, w stroju przypominającym mundur chińskiego przywódcy z równie ciepłym i serdecznym wyrazem twarzy mówiła o radości i optymizmie, a także „o tych, których nie ma z nami przy wigilijnym stole”. I rzeczywiście – zapewne wielu Polaków myśli w tych dniach o tych, których z nami już nie ma, a których tak bardzo – kto wie, czy nie coraz bardziej - nam brakuje. O śp. Marii i Lechu Kaczyńskich, którzy ciepłem i dobrocią zwyczajnie emanowali, nie musieli przypominać o niej w co drugim zdaniu. Którzy swoją miłość do Polski wyrażali w czynach, a nie w drewnianych przemowach. Do których można było mieć zaufanie, że powierzone im sprawy Ojczyzny znajdują się w dobrych rękach. Kiedy patrzymy na tę osobliwą parę wygłaszającą do nas przez zaciśnięte zęby słowa o miłości i pojednaniu, trudno opanować uczucia gniewu i upokorzenia. Ci ludzie mają reprezentować majestat Najjaśniejszej Rzeczypospolitej? O „zgodzie i pojednaniu” mówi człowiek, który po zamachu w Gruzji na śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego miał czelność powiedzieć: „jaka wizyta, taki zamach”? I nigdy za te słowa nie przeprosił? Miłości do Polski ma nas uczyć ktoś, kto w dniu przywiezienia ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, dobrze się bawił na lotnisku, a do przejęcia władzy było mu tak spieszno, że nie zawracał sobie głowy żałobą narodową ani bólem bliskich? Który jednocześnie zapala świeczkę pamięci ofiar stanu wojennego i zaprasza Wojciecha Jaruzelskiego na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego? Bronisław Komorowski ma czego chciał – urząd prezydenta i wpływy polityczne. Może dyktować warunki. Nie ma jednak jednego – serc Polaków. I może próbować rozmaitych sposobów – czasami się podlizując, to znów mniej lub bardziej subtelnie dając do zrozumienia, kto jest u władzy i na co jeszcze może sobie pozwolić. To na nic. Nie pomoże słowo „RAZEM” wypisane wołami na fasadzie Pałacu Prezydenckiego w Święto Niepodległości, nie pomogą powtórzone tysiąc razy zaklęcia: zgoda, optymizm, przyszłość, wspólnie, osiągnięcia, pojednanie, pojednanie. Nie pomogą „nowoczesne” życzenia składane internautom. Na marginesie: warto zwrócić uwagę także na sygnały niewerbalne - pan prezydent wypowiadając słowa: „życzę samych >>lajków<<, życiowego spełnienia”… zaciska pięść. Mowa ciała zdradza bardzo wiele. W tym świetle można zrozumieć konieczność przywdziewania pozy „na baczność” podczas wygłaszania przemówień do narodu. To także na wiele się nie zda. Właściwie można by panu prezydentowi doradzić, aby po prostu był sobą. Jeśli sądzi, że Polacy są już do tego stopnia zdemoralizowani i zmęczeni, że nie obudzi się w nich duma narodowa, głęboko się myli. W jeszcze większym błędzie tkwi uważając, że jesteśmy narodem, który da się zastraszyć i ujarzmić. „Polaków nie zdobywa się groźbą, ale sercem” – powiedział Sługa Boży, prymas Stefan Wyszyński. To właśnie potrafił śp. Lech Kaczyński i wielu innych poległych w Smoleńsku. I to z nimi łączymy się modlitwą i myślami w te Święta, wierząc, że Polska, o jakiej marzyli, prędzej czy później stanie się rzeczywistością. ------------------------------------------------------------------------------------------------------- ------------------------------------------------------------------------------------------------------- Polecamy książkę:"Przestrogi dla Polaków. Myśli na każdy dzień" autor:Kard. Stefan Wyszyński Publikacja dostępna na stronie:
„Historia Bez Cenzury 5: I straszno, i śmieszno – PRL”, to kompendium wiedzy o komunie, które naprawdę warto poznać. Oczywiście książka nie wyczerpuje tematu, a jedynie wyciąga co ciekawsze wątki, które okraszone barwną narracją pana Drewniaka są w stanie zaciekawić nawet wszystkowiedzących znawców tematu.
"I śmieszno i straszno" - tak zatytułował swój najnowszy biuletyn IPN. Nieprzypadkowo 22 lipca, Instytut przypomina najbardziej popularne dowcipy okresu PRL-u i czasów niemieckiej okupacji. -Jakie są podstawy handlu z ZSRR? My dajemy im lokomotywy, a oni zabierają nam węgiel. Dlaczego nie dostajemy wieprzowiny na kartki? Bo ostatnia świnia została volksdeutschem - te i inne żarty możemy przeczytać w najnowszej publikacji Instytutu Pamięci Narodowej. Sposób na przetrwanie Jak nasi rodzice i dziadkowie bronili się przed szarą rzeczywistością PRL-u i grozą niemieckiej okupacji? IPN przypomniał żarty, które krążyły w tamtych czasach. Okazuje się, że dowcip, zwłaszcza polityczny, to część naszej obyczajowości i kultury. Ironia była wtedy najlepszym sposobem aby znaleźć dystans do przytłaczających spraw codziennych. Zamiast zakłamanych mediów - Dowcip polityczny, obok pogłoski czy plotki, można włączyć w pewien rodzaj komunikacji społecznej w okresie PRL-u. Był to sposób wymiany informacji poza obiegiem zakłamanej propagandy. Była to funkcja zamienna wobec ówczesnych mediów, których nie było - mówił, podczas wtorkowego spotkania promującego publikację, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN, Jan Żaryn. Kabaretowa odtrutka - Żarty w PRL-u były żartami walczącymi, były to dowcipy kontestujące tamtą rzeczywistość. Kiedy naród jest w potrzebie, trzeba uruchamiać taki fragment naszej kultury jak drwina, szyderstwo, żeby ocalić zdrowy rozsądek i żeby nie poddać się terrorowi głupoty. Chcieliśmy zmieniać rzeczywistość komunistyczną, nie tylko z niej żartować, poza tym żartowało się ze spraw strasznych, to pomagało przetrwać tę mroczną rzeczywistość - dodał twórca Kabaretu Pod Egidą, Jan Pietrzak. Źródło: PAP, zdjęcia głównego: TVN24
Kto powiedział, że przeprowadzka musi być stresująca?📦🚚 My zadbamy o wszystko od A do Z! Spakujemy Twoje rzeczy z troską, jakby były nasze własne, przewieziemy bezpiecznie do nowego miejsca 🏠, a potem wszystko starannie dla Ciebie rozpakujemy.
„Działanie przeciwko pracownikowi, bezpośrednie lub pośrednie, może być plotkarskie, które utrudnia mu pracę. Kiedy ktoś kogoś nie lubi i mu dokucza. Może być z góry na dół i między kolegami. Bo jedni się lubią, a inni nienawidzą.„Działanie przeciwko pracownikowi, bezpośrednie lub pośrednie, może być plotkarskie, które utrudnia mu pracę. Kiedy ktoś kogoś nie lubi i mu dokucza. Może być z góry na dół i między kolegami. Bo jedni się lubią, a inni nienawidzą. Takie również mobbingi występują” - to definicja mobbingu Aleksandra Dybińskiego, dyrektora MOSiR-u w Toruniu. Rzecznik ośrodka dorzuca do niej „Mobbing ukośny, kiedy psikusy robią sobie na przykład menedżerowie; uporczywie, do innej pracy daje (...)”. Czy ktoś coś z tego zrozumie? Cytaty prosto z nagrania, wczorajszej konferencji że w świetle tych definicji dyrekcja ma prawo protestować przeciwko wynikom kontroli inspekcji pracy. O jakim „prawdopodobieństwie mobbingu” mowa, skoro menedżerów w ośrodku jak na lekarstwo, a psikusów pewnie jeszcze mniej? Byłoby śmiesznie, gdyby nie fakt, że to wszystko dzieje się naprawdę i dla kilku przynajmniej osób oznacza rzeczywiste z dziennikarzy wytrwał do końca ponad 2-godzinnej konferencji, był świadkiem niecodziennych wyznań. Wreszcie na publicznym forum stanęła sprawa fałszowania umów na prowadzenie kursów pływania. Związkowiec ratownik opowiedział, jak przekręt wyglądał. Dyrektor zaś przyznał, że „kombinatorstwo na basenach trwa od kilkunastu lat”. Rzecznik z kolei dorzucił, że na fałszowaniu umów zarabiali ratownicy. W tej sytuacji sprawa robi się już na tyle poważna i jasna, że pewnie zajmą się nią stosowne organa. Skala bałaganu w MOSiR-ze może być większa niż ktokolwiek z zewnątrz przypuszczał. I to już na pewno śmieszne nie jest.
Więc tak! Transfery trwają trza by je trochu opisać Numero Uno - Guiza przechodzi do Fenerbache z Mallorcy - RADOŚĆ. Secundo - Ronaldinho gaucho do Milanu z barcelony - WIELKA RADOŚĆ

Krzysztof Jaroch Politolog, Przewodniczący Zarządu Dzielnicy Zebrzydowice w Rybniku Archiwum Od półtora miesiąca na polskich drogach mamy nową rzeczywistość. Weszła w życie podwyżka mandatów, a co chwilę dowiadujemy się o ułańskiej fantazji kierowców, potwierdzanej wybrykami kończącymi się różnej maści konsekwencjami. Zwłaszcza finansowymi. To jak u Gogola – i śmieszno, i straszno. Nagminne przekraczanie prędkości w terenie zabudowanym, jazda bez „prawka” czy ważnego przeglądu technicznego auta, kierowanie pod wpływem alkoholu i mandaty przewyższające wartość pojazdu, którym się jechało, to niestety standard na naszych drogach. Statystyki stawiają nas w europejskiej czołówce drogowych nadużyć. Mimo drastycznej zmiany mandatowego taryfikatora, w samym tylko województwie śląskim przez pierwszych pięć tygodni tego roku w wypadkach na drodze zginęło aż dziesięciu pieszych, z których połowa na oznakowanych przejściach. W jednym przypadku zawinił pieszy, w pozostałych kierowcy. W pierwszej scenie polskiego filmu pt. „Kraj”, sfrustrowany policjant odpowiada sobie na pytanie: dlaczego nasi kierowcy łamią przepisy? Stwierdza, że nie czytają książek i dlatego nie mają wyobraźni. Nie mogą więc przewidzieć skutków swoich drogowych nadużyć. Być może coś w tym jest, biorąc pod uwagę stan naszego czytelnictwa, publikowany corocznie przez Bibliotekę Narodową. Biuro Analiz Sejmowych w raporcie o czytelnictwie w Polsce i innych krajach unijnych stwierdza, że na tle Unii Europejskiej czytamy mało i coraz mniej. Tymczasem, jadąc ostatnio przez Austrię do Włoch nie zauważyłem wielu kierowców przekraczających szybkość. Przepisowo jeżdżą tam też i nasi kompatrioci. Pewnie bardziej od liczby przeczytanych książek sprzyjają temu wszechobecne odcinkowe pomiary prędkości i fotoradary, zwłaszcza w terenie zabudowanym. Tak, czy inaczej, jeździ się tam wolniej i bezpieczniej, a o to przecież chodzi. Mam kilka drogowych grzeszków na sumieniu, ale staram się jeździć przepisowo. Posiadam czynne prawo jazdy nieprzetrwanie od ponad trzydziestu lat i w tym czasie otrzymałem niewiele mandatów z łącznie kilkunastoma punktami karnymi. W statystykach czytelnictwa plasuję się powyżej narodowej średniej. Widzę jednak, że egzekwowanie prawa i nieuchronność kary jest najbardziej znaczącym motywatorem powalającym ograniczyć drogowe nadużycia. Również w mojej dzielnicy, gdzie na lokalnych drogach, mimo ograniczeń prędkości, z Gogola często zostaje tylko straszno.

80K views, 85 likes, 14 loves, 38 comments, 37 shares, Facebook Watch Videos from TVP3 Kielce: I śmieszno, i straszno #Policja opublikowała #film nagrany za pomocą drona. Na obrazie uwieczniono
Kawały | Marynarz po powrocie z dalekiego rejsu pyta żonę: - Co powiesz o tej małpce, która przysłałem Ci z Afryki? - Jeżeli mam być szczera, to wolę cielęcinę... *** Ojciec chrzestny mafii dowiedział się, że jego księgowy dokonał przekrętu na 10 milionów dolarów. Księgowy był głuchy. Uważa się, że to zaleta w takim miejscu pracy - w razie czego nic nie słyszał i nie będzie mógł zeznawać w sądzie. Tak więc, gdy ojciec chrzestny poszedł pogadać z księgowym o zaginionych pieniądzach, zabrał ze sobą adwokata, który znał język migowy. Ojciec chrzestny pyta księgowego: - Gdzie te 10 milionów dolarów, które mi zaiwaniłeś? Adwokat na migi przekazuje pytanie. Księgowy pokazuje na migi: "Nie wiem, o czym mówicie.". Adwokat mówi ojcu chrzestnemu: - Twierdzi, że nie wie, o czym mówimy. Wtedy ojciec chrzestny wyciągnął pistolet kaliber 9 mm, przyłożył do klejnotów księgowego, i mówi: - Spytaj go jeszcze raz! Adwokat pokazuje na migi: "On cię zabije, jeśli mu nie odpowiesz!". Księgowy odpowiada: "OK! Wygraliście! Pieniądze są w torbie, zakopane za szopą, z tyłu domu na podwórku mojego kuzyna Andrzeja, na Żoliborzu!". Ojciec chrzestny pyta adwokata: - No, to co powiedział? - Mówi, że nie masz jaj, żeby pociągnąć za spust. *** Mąż wraca późno do domu i widzi, że jego kolega kocha się z jego żoną. Mówi więc do niego: - Ja, to muszę, ale ty? Linki artykułu Kopiuj link:Skopiowano do schowka Wklej link na stronę:Skopiowano do schowka ARTYKUŁY POWIĄZANE
673 views, 27 likes, 6 loves, 11 comments, 6 shares, Facebook Watch Videos from Reset Obywatelski: Opowiemy wam śmieszno-straszną historię z pewnej szkoły w Kujawsko-Pomorskim. Szkoła, jakich
Dawno, dawno temu, gdy beztroskie dzieciństwo jeszcze nie istniało, a podstawową metodę wychowawczą stanowiło lanie, pewien niemiecki lekarz psychiatra postanowił podarować swojemu 3-letniemu synowi pod choinkę książkę. Jako że nie znalazł nic godnego uwagi, sam napisał i zilustrował kilka wierszy, rytmicznych rymowanek z prostym przesłaniem, które doskonale wpisywało się w epokę. Dziecko miało być przede wszystkim posłuszne, bo inaczej czekała je kara. Straszna, przerażająca, zawsze nieubłagalna, czasami wręcz ostateczna. Lekarzem tym był Heinrich Hoffmann, zaś książka w formie poszerzonej została wydana w 1847 roku jako „Piotruś Rozczochraniec” (Der Struwwelpeter), w Polsce znamy ją pod tytułem „Złota różdżka”. Od ponad 150 lat dzieci na całym świecie drżą więc ze strachu, czytając o marnym losie czekającym na niegrzeczne i krnąbrne bachory. Tylko czy aby na pewno? Czy raczej strach się bać, bo można pęknąć ze śmiechu? Dziś polscy czytelnicy mogą się przekonać, czy straszne wiersze przetrwały próbę czasu. Nowa edycja „Złotej różdżki, czyli bajek dla niegrzecznych dzieci” właśnie ukazała się w ramach świetnej serii Egmont Art. Nie są to jednak dosłowne tłumaczenia, ale uwspółcześnione adaptacje, które wyszły spod pióra Anny Bańkowskiej, Karoliny Iwaszkiewicz, Zuzanny Naczyńskiej, Adama Pluszki i Marcina Wróbla. Uwspółcześnienie nie dotyczy jedynie warstwy językowej, ale sięga głębiej i obejmuje elementy świata przedstawionego. Dzieci jeżdżą na rolkach, korzystają z komórek, spotykają straż miejską. Ale największa zmiana dostrzegalna jest w przekazie, szczególnie w „Opowieści o małych czarnych chłopcach”, który brzmi jak manifest przeciw rasizmowi. Zuzanna Naczyńska osadziła historię w polskich realiach, na polskim podwórku, a jej bohater Murzynek urodził się właśnie TU, w Polsce. Dziś trudno traktować historie ze „Złotej różdżki” poważnie. Bronią się one jednak - pewnie wbrew intencjom autora - jako znakomity przykład purnonsensu, absurdu, czy wręcz makabreski. We wstępie do książki Michał Rusinek zwraca uwagę, że bez „Złotej różdżki” nie byłoby Goreya, Tuwima czy Brzechwy. Ba, nie byłoby filmów Tima Burtona. Zmianę w podejściu współczesnych autorów do dziecięcego czytelnika, którzy przestają być jak Hoffmann mądrymi dorosłymi, wyznaczającymi ścisłe reguły i pilnującymi ich przestrzegania, świetnie pokazuje zestawienie wiersza „O Filipie, który się bujał” z komiksem Rutu Modan „Uczta u królowej”. I tu, i tu mamy podobną sytuację wyjściową - dziecko, które źle zachowuje się przy stole, i rodziców próbujących przywołać je do porządku. Dalsze wydarzenia przybierają zgoła odmienny przebieg. Groteskowość „Złotej różdżki” podkreślają również nowoczesne i abstrakcyjne ilustracje Justyny Sokołowskiej pozwalające czytelnikowi na zbudowanie dystansu już od pierwszych stron, na których język pokazuje nam trupia czaszka. Kontrastowe barwy, dużo czerwieni sygnalizują niebezpieczeństwo, grozę. Tu się leje przecież krew. Choć pierwotnie opowiastki kierowane były już do 3-letniego czytelnika, dziś sugerowałabym jednak wyższą cezurę wiekową. Absurdalny humor „Złotej różdżki” przeznaczony jest raczej dla dziecka w wieku szkolnym. ZŁOTA RÓŻDŻKA, CZYLI BAJKI DLA NIEGRZECZNYCH DZIECI Tekst: Heinrich Hoffmann Ilustracje: Justyna Sokołowska Tłumaczenie: Anna Bańkowska, Karolina Iwaszkiewicz, Zuzanna Naczyńska, Adama Pluszka, Marcin Wróbel Wydawnictwo: Egmont Seria: Art Data wydania: 2017 Oprawa: twarda Format: maksi Liczba stron: 112 Sugerowany wiek: 7+
. 290 60 112 397 376 413 71 436

i śmieszno i straszno kto to powiedział